Spowiedź pożeraczy książek. Najdziwniejsze miejsca i sytuacje w jakich czytamy…

Gandalf.com.pl
Napisane przez Gandalf.com.pl
Brak komentarzy
Udostępnij:

   Mam nadzieję, że uda mi się Was choć trochę zaskoczyć albo rozbawić przytoczonymi historiami pożeraczy książek. Zacznijmy od tego, kto to pożeracz książek? W mojej definicji to osoba, która nie lubi, a kocha czytać. Nie czyta, a pochłania książki. Nie ustawia ich na półkach, a otacza się nimi. To osoba, która książkami oddycha.

 Czytamy wszędzie

   Nikogo nie dziwi widok osoby czytającej w pociągu, czy autobusie, na przystanku, na ławce w parku, w kawiarni, w plenerze. Nawet idący czytający człowiek nie wprawia nas w osłupienie. Oczywiście w domu też mamy spore pole do popisu. Wanna, toaleta, łóżko, ulubiony fotel, podczas jedzenia. Każdy z nas czyta gdzie chce, jak chce i kiedy chce. A w jakich nietypowych miejscach i sytuacja Wy czytaliście?

 Książka czytana po sąsiedzku

   Ja, choć nie jestem pożeraczem książek z krwi i kości, to mam pewne osobliwe doświadczenie w czytaniu. Miejsce nikogo nie zaskoczy, bo to był miejski autobus, którym dojeżdżałam do pracy. Któregoś dnia zajęłam miejsce obok czytającej pani. Zerknęłam co czyta. To była „Biała Masajka” Corinne Hofmann. Kilka pierwszych zdań przeczytałam nieśmiało. Czułam się jakbym kogoś podglądała. Po chwili jednak byłam już w Kenii… Następnego dnia sytuacja powtórzyła się. Tyle, że moja sąsiadka nie czekała z czytaniem na mnie. Przeskoczyłam więc mimo woli do kolejnego etapu afrykańskiej miłości. Jak wysiadałam pani uśmiechnęła się, ja też i dodałam, że dziś kupię swoją, bo za dużo fragmentów opuszczam.

 Lektura obowiązkowa w jamie śnieżnej

   Jak się okazuje młodzież też potrafi zaskoczyć. Adam z II klasy gimnazjum, czyta naprawdę dużo. To, że w aucie, siedząc z tyłu ze słuchawkami na uszach pochłaniał Sapkowskiego sagę o Wiedźminie nie jest wyzwaniem. Zaskoczył mnie czymś innym. Chłopak pojechał na survivalowy obóz zimowy. Program wyjazdu był napięty: szkolenie lawinowe, medyczne, poruszanie się z czekanem, biwakowanie zimą w jamach śnieżnych. I właśnie tu pojawia się największe zaskoczenie. Jak się okazuje jama śnieżna nadaje się do czytania! Tym razem nie był to Sapkowski, a lektura obowiązkowa, dokładnie „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego”. Kolejne zaskoczenie – nie był to szkolny wyjazd 🙂

 Sienkiewicz pod kołdrą

Sztukę czytania z latarką do perfekcji opanowała moja mama. Choć rodzice nie mieli nic przeciwko, nie zawsze na czytanie pozwalali. W domu, w którym mieszkali był jeden pokój, a w nim cała rodzina. Gdy przychodziła pora spania, ojciec gasił światło i nie było dyskusji. Jednak chęć czytania mojej mamy, która była wówczas w podstawówce, była tak wielka, że musiała znaleźć sposób na nocną lekturę. I tak właśnie zaczęła czytać z latarką pod kołdrą. Pytałam, jak radziła sobie z oddychaniem. Na to też znalazła sposób. Nie mogła podnieść kołdry, bo wydobywał się spod niej snop światła. Dlatego sama co jakiś czas wynurzała się, żeby pooddychać i chowała się z powrotem, żeby zaczytywać się w Sienkiewiczu.

 Simon Beckett za posadę

   Anka regularnie czytała w pracy, w biurze. Pod stosem papierów miała rozłożoną książkę Simona Becketta. Raz to było „Zapisane w kościach” innym razem „Szepty zmarłych”, czy „Wołanie grobu”. Zaczęło się od godziny, dwóch, ale z czasem czytała coraz dłużej i dłużej. Nie potrafiła się powstrzymać. – Udawałam, że pracuję i że mam kupę roboty, a tak naprawdę cały czas, 8 godzin, czytałam ukradkiem – przyznała. Praca sama nie potrafi się zrobić i w efekcie Ankę zwolniono.

 Jedzie czytając czy czyta jadąc?

   Duże wrażenie na mnie zrobił pewien mężczyzna, którego zobaczyłam czytającego książkę w aucie, kiedy stał w mega korku. Zima wówczas jak zwykle zaskoczyła kierowców. Wszystko stało, było ciemno, a ten pan światełko sobie w aucie zapalił, na kierownicy rozłożył książkę i czytał.
To jednak nic w porównaniu z opowieścią znajomego. Widział on na autostradzie W Holandii prawdziwe zjawisko: czytającego podczas jazdy kierowcę tira! Miał włączony tempomat, książkę na kierownicy. Patrzył raz w książkę, raz na drogę. Co czytał nie wiadomo.

Książka + druty i szydełka

   Moja przyjaciółka jest rasowym pożeraczem książek. Rytuałem stało się, że czyta robiąc na drutach. Twierdzi, że inaczej zanudziłaby się na śmierć. – W życiu nie chciałoby mi się zrobić tych wszystkich dziesiątków szalików i swetrów, gdybym nie mogła jednocześnie czytać – stwierdziła. – Da się też zrobić sukienkę na szydełku i czytać, ale częściej trzeba sprawdzać ścieg, więc już przyjemności takiej (jak przy drutach) z czytania nie ma. A przyjemność bierze się stąd, że poza tym, że człowiek odlatuje np. w historiach Moniki Szwaji, nagle się budzi i widzi: o, tyle szalika przybyło, jakoś tak sobie przypadkiem.

 Dostojewski i Joyce nie nadają się na drzewo

   Dziwnym miejscem do czytania jest niewątpliwie drzewo. Ania jako ponoć najlżejsza z rodziny oddelegowywana jest zawsze do zrywania jabłek. Na czubku drzewa z wiadrem i sznurem zabierała się do działania. Jak nazrywała jabłek to opuszczała je na dół. Zanim pomagierzy owoce rozparcelowali miała jakieś pięć minut. Grunt to zabrać ze sobą na górę jakąś mini książeczkę i w oczekiwaniu na wiadro – podczytywać. Oczywiście nie powinien być to żaden Dostojewski, Joyce, czy ktoś taki, tylko najlepiej jakiś kryminał albo miłe i relaksujące czytadło. Ostatnio jesienią na drzewie czytała „Powtórkę” Marc Levy.

Udostępnij:
26 lutego 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W przypadku naruszenia Regulaminu Twój wpis zostanie usunięty.