Pisarze kociarze. Kto miał 40 kotów, a kto je mordował?

książki Gandalf.com.pl
Napisane przez Gandalf.com.pl
Brak komentarzy
Udostępnij:

Choć Dzień Kota wypada dopiero 16 lutego, ja postanowiłam o kotach napisać teraz. Znam wielu kociarzy, którzy są zafascynowani tymi zwierzętami. Tracą dla nich głowę. Zachwycają się ich wdziękiem, podziwiają indywidualizm i z dumą opowiadają, jak to ich koty chadzają własnymi drogami. Koty podobno pozwalają się skupić, a ich mruczenie relaksuje i uspokaja. Nie próbowałam kociej terapii, ale chyba coś w tym jest, ponieważ najwięksi w historii pisarze kochali koty. Żyli z nimi, rozmawiali, a niejednokrotnie traktowali też jako źródło inspiracji i natchnienia. Można by powiedzieć, że koty i pisarze chadzają parami.

Stary człowiek i 40 kotów

kotyhemingway

Ernest Hemingway  bez wątpienia miał kota na punkcie kotów. To mało znane oblicze ukochanego pisarza Ameryki. Niewiele osób wie, jak ważne miejsce w jego życiu zajmowały te dystyngowane czworonogi. Hemingway mieszkał z żoną Mary i kotami w swoim domu na wyspie Key West na Florydzie. Oczywiście domyślacie się, po liczbie mnogiej, że kotów było kilka. Zaskoczy Was jednak fakt, że było ich ponad 40! „Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego” – stwierdził.

Wszystkie je uwielbiał bezgranicznie. Tym, najukochańszym pozwalał siadywać na stole i podjadać z talerzy. A żeby kociaki miały dobre, świeże mleko, Hemingway specjalnie kupił krowę. Weterynarze pewnie łapią się teraz za głowy, co to za głupota. Bo koty przecież krowiego mleka pić nie mogą. Wiadomo jednak, że miłość niewiele wspólnego ma ze zdrowym rozsądkiem. Miłość do kotów również.

O więzi Ernesta Hemingwaya z kotami dowiedzieliśmy się kilka lat temu. Wszystko za sprawą listów, które noblista pisał do swojego przyjaciela Gianfranco Ivancicha. Korespondencja pokazuje, że Hemingway to nie taki twardziel, jak wszyscy myśleli. Bardzo mocno rozpaczał, kiedy musiał dobić jednego z kotów, który złamał łapy, a pisarz nie widział dla niego ratunku. To był jego ukochany Wujek Willi. I choć zdarzyło mu się w życiu strzelać do ludzi, to było to niczym w porównaniu ze strzelaniem do czworonoga.

Koty Hemingwaya były charakterystyczne – sześciopalczaste. Miały na przednich łapkach po sześć pazurów. Pierwszego mruczącego przyjaciela pisarz dostał w prezencie od zaprzyjaźnionego marynarza. Podobno miały przynosić szczęście.

Pisarz zatroszczył się, żeby po jego śmierci koty miały zapewniony byt. Zapisał im dom. Kolejne kocie pokolenia mieszkają w nim do dziś. Oczywiście nie są zostawione bez opieki. Dom przekształcono w muzeum, a zwierzakami zajmują się pracownicy instytucji i weterynarze. Dbają też o to, żeby utrzymać liczbę kotów, taką, jak za czasów pisarza. Sławne czworonogi nazywane są imionami sławnych ludzi z czasów Hemingwaya. Wśród nich są między innymi Pablo Picasso, Charlie Chaplin, Sophia Loren. Obecnie koty podlegają kontroli Departamentu Rolnictwa USA i przepisom, jakie obowiązują dla zwierząt w cyrku i w zoo. Muzeum odwoływało się od tej decyzji. Władze potrzymały ją jednak i koty muszą być poddane federalnym regulacjom.

Opowieść o głuchym kotku

dickens

Kolejny kociarz wśród znamienitych pisarzy to Charles Dickens. Jego ulubienicą była kotka Williamina. Gdy na świat przychodziły jej młode przenosiła je do gabinetu Dickensa i kładła u jego stóp. Dickens lubił wszystkie kociaki.

Szczególne uczucia okazał jednak wybranemu zwierzakowi, którego nikt nie chciał. Był nim głuchy kotek, którego autor Opowieści wigilijnej nazwał Master’s Cat. Tylko on miał specjalne przywileje. Jako jedyny mógł na przykład przesiadywać w gabinecie pana. I jak przystało na rozpieszczonego, niesfornego kocurka, przeszkadzał pisarzowi w pracy, ponieważ miał ochotę na zabawę. Znalazł sposób, żeby skutecznie zwrócić uwagę Dickensa – gasił łapką świecę stojącą na biurku pana. Oczywiście spryt kota robił wrażenie nie tylko na zauroczonym właścicielu, ale też na jego znajomych.

Kot Dickensa zrobił się tak sławny, że Eleanor Livingston Poe Barlow (potomkini Edgara Alana Poe) wykładająca literaturę wielkich pisarzy, postanowiła uczynić zwierzaka narratorem opowiadania The Master’s Cat: The Story of Charles Dickens as Told by his Cat. Jest to oryginalna biografia Charlesa Dickensa, opowiadana z punktu widzenia jego kota.

Koci paradoks

hrabal-koty

Czeski pisarz także miał bzika ma punkcie kotów. Posiadłość w Kersku należała do Bohumila Hrabala  i okolicznych kotów. Zimą pisarz codziennie przejeżdżał z Pragi do domku letniskowego prawie 50 kilometrów, żeby nakarmić zwierzęta.

Koty od zawsze były jego wielką miłością, czego dowody znajdujemy w jego twórczości. Czworonogi pojawiają się w większości jego książek. „Zbawiony zostanę tylko dzięki miłości do kocurów, chociaż każdego dnia najchętniej bym je zastrzelił, ale kto nie chciałby zastrzelić Boga, gdyby Go można było trafić” – pisał.

Jak to było z Hrabalem i kotami najlepiej czuje się w książce Auteczko. Tytułowe Auteczko to imię jego rudo-białej, ulubionej kotki. Na 100 stronach autor pisze o swojej miłości do kotów i kotów do niego. Choć książka gabarytowo jest niepozorna, przygniata swoim ciężarem. To swoistego rodzaju spowiedź pisarza. Pełna jest poczucia winy autora, wewnętrznej walki, bólu.

Pokazuje głęboki konflikt emocjonalny Bohumila Hrabala, gdyż miał on też drugą naturę. Mroczną i straszną. Był kocim katem. „Będę musiał wykonać tę katowską pracę(…), ja który kochałem koty, więc ja byłem także tym, który je musiał likwidować” – pisał. Zabijał koty, ponieważ w ten sposób panował nad nadmiarem zwierząt, które rozmnażały się błyskawicznie w jego wiejskim domu. Mimo, że je kochał, wiedział, że część będzie musiał uśmiercić. Pozbywał się kociąt w niehumanitarny sposób. Topił je, albo wkładał do worka i uderzał o coś twardego. Dręczyły go później wyrzuty sumienia. Były tak silne, że odbierały Hrabalowi chęć do życia. Musiał jednak żyć, żeby opiekować się kotami, bo kto nakarmiłby koty, jeśli jego zabraknie?

Niedługo po tym, jak pozbył się Auteczka, miał poważny wypadek samochodowy. Natchnęło go to do napisania noweli, które miało być częściowym odkupieniem winy.

Kocia terapia

colette-koty

Sidonie-Gabrielle Colette  to jedna z najbarwniejszych francuskich pisarek, a także aktorka. Colette, bo takim pseudonimem ją określano, gorszyła i wywoływała skandale. Żyła totalnie. Pisać zaczęła przypadkiem, bo jak mawiała nigdy nie chciała pisać. Lubiła przykuwać uwagę. Robiła to między innymi snując w towarzystwie wspomnienia o szkole. Jej mąż Willy zaproponował pewnego razu, żeby zaczęła spisywać te historie. Tak powstała Klaudyna w szkole.

Colette zawsze otaczała się psami buldożkami i mnóstwem kotów. Nie dziwi więc fakt, że jest autorką książki Dialogi zwierząt. Jej bohaterowie to buldog francuski Toby i kot Kiki. Imię kota to przezwisko, które nadała jej mężowi jedna z jego kochanek. Tak, czy inaczej kotek Kiki istniał naprawdę, a tę książkę napisała po jego śmierci. Była to próba pocieszenia się po ogromnej stracie. Colette uważała, że czas spędzony z kotem nigdy nie jest czasem zmarnowanym. Twierdziła również, że to kotom zawdzięcza wszystko co najważniejsze. Spokój, wyciszenie, równowagę wewnętrzną, natchnienie, przyjaźń. Dlatego też, po stracie kotki o imieniu Ostatnia Kotka, pisarka już nigdy nie zdecydowała się na przywiązanie do zwierzaka tłumacząc, że nikt nie może zastąpić najlepszego przyjaciela.

Uosobienie choroby psychicznej

Witkacy i Schyzia

Po przeczytaniu książki Budowa ciała i charakter Ernsta Krentschmera ceniony polski artysta 20-lecia międzywojennego, Stanisław Ignacy Witkiewicz, był niezwykle zafascynowany teorią o tym, że typ budowy ciała odnosi się stricte do osobowości i wszelkich predyspozycji do zaburzeń psychicznych. Na cześć spostrzeżeń badawczych niemieckiego lekarza Witkacy nazwał swoją syjamską kotkę Schyzią.

Edyta Gałuszkowa-Sicińska we Wspominkach o Witkacym pisze: „Pierwsze moje poznanie z Witkacym było dość niecodzienne. (…) Przyniósł mi zaraz swoją kotkę syjamską nazwaną Schizofrenią, a zdrobniale Schyzią, i czekał, jak ona mnie przyjmie. Gdy kotka zaczęła się łasić do mnie i w końcu siadła, mrucząc z zadowoleniem, na moich kolanach, orzekł, że może do mnie czuć sympatię, ponieważ zdałam egzamin przed kotką. Kotka była probierzem. Do kogo ona miała sympatię, tego Witkacy przyjmował do swego grona, kogo natomiast darzyła antypatią, do tego również jej pan odnosił się nieufnie”.

Inni kociarze

Na tym nie koniec. Wielbicielem kotów był też francuski pisarz Charles Baudelaire. W jednym z wierszy pisał:

„Jak głos twój, zwierzę nieśmiertelne,
Kocie zasobny w dziwów wiele
I w którym wszystko, jak w aniele,
Jest harmonijne i subtelne!”

Koty kochał również Louis Ferdinand Celine. To była naprawdę ogromna miłość i niesamowita więź. Pisarz i jego żona mieli kota ze schroniska.

celine

Celine był panem z prawdziwego zdarzenia, a jego relacja z mruczącym czworonogiem to historia filmowa. Louis Ferdinand Celine nie rozstawał się z kotem. W czasie wojny, po ataku aliantów na Francję, pisarz uciekł z nim do Niemiec, choć mógł go zostawić pod opieką przyjaciela. Następnie przedostał się do Danii. Tam zatrzymano go i zamknięto w więzieniu. Pisarzowi udało się przemycić futrzastego przyjaciela. Przeżyli razem najtrudniejszy czas. Udało im się doczekać amnestii i powrotu do Francji. Kocur zmarł w wieku 17 lat. Jest jednak stale obecny w dziełach Celine’a.

Inni pisarze którzy kochający koty to między innymi Stephen King, Neil Gaiman, Doris Leassing, Samuel Beckett, Mark Twain, Witold Gombrowicz, Charles Bukowski, który pisał, że „Fajnie mieć gromadę kotów. Jeśli czujesz się źle, po prostu patrzysz na koty i czujesz się lepiej, bo one wiedzą, że wszystko jest jak jest. Nie ma się czym podniecać. Po prostu wiedzą. Są zbawicielami. Im więcej masz kotów, tym dłużej żyjesz. Z kolei nasza Wisława Szymborska, autorka jednego z najpiękniejszych wierszy o katach (Kot w pustym mieszkaniu) uważała, że Panu Bogu najbardziej udały się koty.

Na koniec zachwyćmy się słowami Brunona Schulza, który w Sanatorium pod Klepsydrą napisał jeden z najpiękniejszych fragmentów o kotach:

„Ale jeszcze dalsze od światła były koty. Ich doskonałość zatrważała. Zamknięte w precyzji i akuratności swych ciał, nie znały błędu ani odchylenia. Na chwilę schodziły w głąb, na dno swej istoty, i wtedy nieruchomiały w swym miękkim futrze, poważniały groźnie i uroczyście, a oczy ich zaokrąglały się jak księżyce, chłonąc wzrok w swe leje ogniste. Ale po chwili już, wyrzucone na brzeg, na powierzchnię, ziewały swą nicością rozczarowane i bez złudzeń. W ich życiu pełnym zamkniętej w sobie gracji nie było miejsca na żadną alternatywę. I znudzone w tym więzieniu doskonałości bez wyjścia, przejęte spleenem, sarkały zmarszczoną wargą pełne bezprzedmiotowego okrucieństwa w krótkiej, pręgami rozszerzonej twarzy.”

Co Wy na to? Znacie jeszcze jakichś kociarzy wśród pisarzy? 🙂

Udostępnij:
22 września 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W przypadku naruszenia Regulaminu Twój wpis zostanie usunięty.